...

...

sobota, 9 maja 2015

Bogowie skandynawscy czy germańscy... ?

No dobrze...
Przenieśmy się więc  2 tys. lat w przeszłość. Gdzieś tam daleko w piaskach pustyni ktoś tam niezbyt dawno  ukrzyżował jakiegoś kolejnego żydowskiego  proroka. W Galii od ponad prawie stu lat rządzą Rzymianie oddzieleni rzeka Ren od swoich wschodnich sąsiadów, Germanow.
W Brytanii panuje również rzymski porządek, zakłócany czasami utarczkami z miejscowymi Celtami i Piktami. O Anglosasach nikt tu jeszcze nie słyszał. Horsa i Hengist przybija do tych brzegów dopiero za 500 lat. Na Islandii hula tylko wiatr, ani śladu skaldów, czy wojowników w długich łodziach,  Thursy i elfy drzemią sobie spokojnie w swoich skalach, przebudza sie dopiero za 700 lat. W południowej Skandynawii, gdzieś tam na końcu znanego świata podobno  zadomowili się Swionowie, tego co się dzieje w jej północnej części nie wie nikt. No możne za wyjątkiem Snorriego, ale on urodzi się dopiero i opisze to za 1000 lat.
Zaś na terenach dzisiejszej Polski żyją sobie spokojnie już od wielu lat Goci, Wandalowie, Burgundowie i Kwadowie. I potrwa to jeszcze lat 400...


Tak właśnie wyglądała Europa w momencie gdy pewien rzymski senator i historyk kreślił pierwsze słowa swego dzieła :
 
Germania omnis a Gallis Raetisque et Pannoniis Rheno et Danuvio fluminibus, a Sarmatis Dacisque mutuo metu aut montibus separatur...

Co prawda sam Tacyt, bo o nim tu mowa, nigdy w rzeczonej Germanii nie był, ale opierał się prawdopodobnie na innych autorach, których dzieła nie przetrwały do dzisiejszych czasów. Można przypuszczać też, że zbierał dodatkowo wiadomości z pierwszej ręki od osób które w Germanii bywały.
Jakie więc informacje docierają do nas z tamtych zamierzchłych czasów?
Otóż, miedzy innymi również i te dotyczące germańskich bogów i kultu religijnego z nimi związanego.
I jakkolwiek byśmy nie podchodzili do dzisiejszego Asatru, jest rzeczą bezsporną że współcześni asatryjczycy czczą tych samych bogów co ich germańscy przodkowie, dwa a może i więcej tysięcy lat temu, i choć samo Asatru powstało w latach 70 na Islandii, sama tradycja Asa-tru, czyli wierność Asom, wierność germańskim bogom, sięga daleko wstecz do samych początków kultury germańskiej.

Przyjrzyjmy się wiec bliżej co pisze Tacyt o dawnych wierzeniach Germanów.
W rozdziale 2 Germanii znajdujemy taki opis:

Celebrant carminibus antiquis, quod unum apud illos memoriae et annalium genus est, Tuistonem deum terrae editum. Eius filium Mannum, originem gentis conditoremque, Manno tres filios adsignant, e quorum nominibus proximi Oceano Ingaevones, medii Herminones, ceteri Istaevones vocentur.“ 
"Starymi pieśniami, które sa ich jedyną formą wspomnien i przekazu historycznego, świetują ku czci Tuisto,  boga stworzonego przez ziemie. Jego synem jest Mannus, przodek calego narodu, i któremu  przypisują trzech synow od których imion wzięli nazwę  najbliźsi Oceanu Ingaevnowie, środkowi Hermionowie i pozostali Istaveonowie."

Nazwy wymienionych powyżej plemion i geograficzne położenie zamieszkałych przez nie terenów, potwierdza Pliniusz Starszy w zachowanych fragmentach swojej Historia Naturalis:

Incipit deinde clarior aperiri fama ab gente Ingvaeonum, quae est prima in Germania (…)Alterum genus Ingvaeones, quorum pars Ciermbri, Teutoni ac Chaucorum gentes“ 
Zacznijmy wiec od najbardziej znanego plemienia Ingvaonów, które jest w Germanii najważniejsze (…) Innym rodzajem są Ingvaonowie, do których zaliczamy plemiona Cymbrów, Teutonów i Chauków“

Również Pliniusz i Pompejusz Mella potwierdzaja podane przez Tacyta nazwy tych i innych plemion :
mediterranei Hermiones, quorum Suebi, Hermunduri, Chatti, Cherusci“
pośrodku mieszkają Hermionowie do których zaliczamy Swebów, Chattów i Cherusków. (Pliniusz)
ultra ultimi Germaniae Hermiones „ poza Hermionami na krańcach Germanii.((Pomponiusz Mela)

Wydawałoby się, że wszystkie wymienione powyżej nazwy maja mało wspólnego z późniejszymi prawie o 1000 lat skandynawskimi sagami, historiami z Edd i z opisanymi tam bóstwami. Ale pierwsze wrażenie bywa często mylące.
Bo kimże jest ten występujący w opisach Tacyta, dziwnie brzmiący Tuisto/Tuisco, pierwsza żywa istota?  (pisownia w zależności od manuskryptu). Jego imię zawiera w sobie stary jeszcze pragermański źródłosłów 
*twis- „dwa, *twis-ta „dwudzielny“  pobrzmiewający również we współczesnym angielskim twice, niemieckim zwitter, oznaczającym cos podwójnego ( a w jęz. niemieckim dodatkowo hermafrodytę, dwupłciowca – ze staroniemieckiego zwisc, średnio-wysoko-niemieckiego zwisch i anglo-saskiego twisc).


A któż występuje w spisanych ponad tysiąc lat później, ale niewątpliwie opierających się na o wiele starszej tradycji ustnej, skandynawskich Eddach jako pierwsza zywa istota ? Oczywiście Ymir.
Ymir, którego imię oznacza dokładnie to samo co Tuisto/Twisco – podwójny, obojnak.

Mannus – syn Tuisto, jak dowiedli językoznawcy nie ma nic wspólnego z nordyckim Manim, ale za to bardzo dużo ze starogermańskim Mannaz ( człowiek/ludzie ) i jest prawdopodobnie jego zlatynizowana forma. Czyli mamy pierwotne bóstwo i ludzi , podzielonych na trzy główne grupy plemienne z kultem swych mitycznych  protoplastów i noszące pochodzące od nich nazwy – Ingvaonowie, Hermionowie i Istveonowie
Dla osób znających choćby pobieżnie średniowieczna literaturę skandynawska, juz nazwa pierwszego z plemion wymienionych  przez Tacyta w przytoczonym powyżej fragmencie, czyli Ingvaonowie  i ich  mityczny przodek Ingvi , zapewne brzmią znajomo. Tak, to ten sam Ingvi, który jest wspominany w późniejszej o 1000 lat Yngling-Saga, jako przodek szwedzkich władców, ten który w pogańskim jeszcze średniowieczu byl szczególnie czczony na terenie dzisiejszej Szwecji. W 10 rozdziale tej sagi pojawia się on nam jako Yngvi, a w 11 już pod swoim pełnym imieniem Yngvi-Freyr, ojciec Fjölnira.


Yngviego/Inga jako przodka szwedzkich królów wymienia tez Saxo Grammaticus w swoim napisanym w X wieku dziele Gesta Danorum. U niego nazywa się on Frö. Z innym ciekawym określeniem można się spotkać w eposie bohaterskim Beowulf napisanym w VII wieku. Otóż król Hrodgar do którego przybył Beowulf, nazywany jest Frean Ingwina ( Pan/władca Ingwionow)
Echa  pochodzenia Freya z terenu północnych Niemiec, czyli okolic Płw. Jutlandzkiego uznawanego za miejsce powstania najstarszej plemiennej kultury germańskiej ( przypominam, ze stad właśnie pochodzili Cymbrowie, Teutoni i Ambronowie, którzy już na początku I wieku p.n.e sprawili Rzymianom duże kłopoty na ich własnym podwórku ), znajdujemy tez w pochodzącym z X wieku staroangielskim poemacie runicznym.

 Oznacza to,  ze świadomość wspólnego wszystkim ludom  germańskim panteonu  była mocno zakorzeniona w ówczesnym północnym świecie. Czytamy wiec na przykład o runie Ingwaz, jednej z trzech jednoznacznie „boskich“ run wystepujacych w Futharku, co następuje: 


 
Ing wæs ærest mid Eástdenum
gesewen secgum, oð he síððan eást
ofer wæg gewát. wæn æfter ran.
þus Heardingas þone hæle nemdon. 

Ing był najpierw wśród wschodnich Duńczyków widziany, aż na wschód za morze wyruszył. Jego wóz podążył za nim. Tak Heardingowie zwali swego bohatera.
(Staroangielski poemat runiczny X wiek)

Ciekawa rzeczą jest wspomniany w przedstawianym urywku poematu runicznego wóz  Inga, który podążył za nim za morze. Z tego względu ciekawą, że w jednej z islandzkich sag z XIV wieku, a dokładniej krótkiej historii zwanej þáttr  - Ögmundar þáttr dytts ok Gunnars helmings, mamy dokładny opis święta/procesji poświęconej Freyrowi, podczas którego posąg tego boga objeżdża na przystrojonym wozie uprawne ziemie by zapewnić obfite plony i dobrobyt ludziom. Jak wiadomo z mitologii Freyr pochodził u boskiego rodu Wanów, a ci byli w przeciwieństwie do Asów mocno związani z ziemia i kultem płodności. Kojarzeni byli z pokojem i bogactwem.
 Również i u wcześniejszego o ponad 1000 lat Tacyta, od którego rozpoczęliśmy nasze rozważania o wspólnym panteonie i mitologii ludów germańskich, mamy opis święta związanego z kultem płodności i ziemi w czasie którego panował „boży pokój“.

 Ale o tym i o wielu innych czasami zaskakujących rzeczach w kolejnym odcinku, bo temat jest obszerny i w jednym czy nawet dwu wpisach zamknąć się go nie da.

Na zakończenie mała ciekawostka. Popularne w północnej Europie i nadal chętnie używane imiona takie jak Ingo/Inga, Ingolf (wilk Inga), Ingrid (piękno Inga), Ingmar ( sława Inga),  Ingvar ( strażnik Inga) jak i … rosyjskie Igor są współczesnym dziedzictwem tego nordyckiego boga. 


sobota, 21 marca 2015

Erce, Erce, eorðan modor..

Ostaro, Ostaro, Matko Ziemio...
niech na tych polach
wzrasta i się rodzi,
niech kwitnie i owocuje.
Pokój im.

Tymi słowami, jak co roku rozpoczęliśmy Ostarę – nasze asatryjskie wiosenne święto.
Tymi słowami przed tysiącami lat rozpoczynali uświęcanie pól i ziemi nasi przodkowie.
Zostały one zapisane przez anonimowego mnicha we wczesnośredniowiecznym rękopisie odnalezionym w klasztorze Corvey. Widać z nich wyraźnie, że Ostara była świętem skierowanym w przyszłość, świętem nowego początku, oczekiwań i odnowy życia po zimowym letargu. Świętem radości i dziękczynienia bogom, że przetrwaliśmy zimę – najtrudniejszy okres w roku.
Śmierć z głodu i chłodu, która wydaje się nam współczesnym, żyjącym pod bezpiecznym kloszem cywilizacji, czymś odległym i prawie nierealnym, była dla naszych przodków corocznym wyzwaniem, z którym musieli się zmierzyć.
I z którym nadal musi mierzyć się otaczająca nas natura.

Lecz oto Thor rozgromił w końcu Hrimthursów...
Pierwsze kwiaty, pąki na drzewach i śpiew ptaków zwiastują nam przebudzenie się życia po długiej zimowej nocy. W oborach, stajniach, a niedługo i na zielonych łąkach pojawią się młode, dla których zima będzie czymś nieznanym, a świat pełen radości i słońca.
Również i my wchodzimy w ten okres z nadzieją na lepsze jutro i z wieloma nowymi planami dotyczącymi naszego życia. Są one bardzo różne i indywidualne, czasami podobne, a czasami zupełnie odmienne od tych, które niegdyś mieli przodkowie. Na pewno jednak łączy nas jedno – bo czymże byłyby nasze plany, bez względu na to, czego dotyczą, bez żyzności pól, bez płodności zwierząt, bez bujnej i nieposkromionej natury, od której nasze życie zależy nie mniej, niż ludzi przed laty?
Dlatego nasze święto Ostary poświęcone jest nie tylko tej wiosennej bogini, lecz również i tym, którzy najbardziej związani są z żyznością i płodnością natury -Wanom. To Freyję i Freya prosimy w tym czasie o przychylność, jak rowniez i Nerthus, którą Tacyt określił jako Matkę Ziemię i panią życiodajnej wody...


O samej Ostarze ten rzymski pisarz nie wspomina, jednakże jej imię dźwięczy w staroniemieckim wiosennym święcie – ostarun, które sądząc po liczbie mnogiej, w której zawsze się pojawia, trwało kilka dni. Anglosaski odpowiednik tej nazwy wywodzi się wg kronikarza Bedy Wielebnego od imienia bogini Eostre, która właśnie w tym czasie była czczona.
.


----
"Eostur-monath, qui nunc paschalis mensis interpretatur, quondam a dea illorum, quae Eostrae vocabatur, et cui in illo festa celebrabant, nomen habuit; a cuius nomine nunc paschale tempus cognominant, consueto antiquae observationis vocabulo gaudia novae solemnitatis vocantes".

Miesiąc Ostary, który dzisiaj nazywamy Miesiącem Paschy, nosił wcześniej imię od bogini tych ludzi, która była zwana [przez nich] Eostre i dla której oni w tym miesiącu odprawiali święta. Od jej imienia nadają okresowi Paschy swoją własną nazwę i poprzez identyfikację z dawnymi obrzędami czerpią radość z nowych [chrześcijańskich] uroczystości.
(Beda Venerabilis "De Temporum Ratione", cap. 15)
----- 
 


Ostara jaką znamy, prawdopodobnie była niegdyś świętem charakterystycznym jedynie dla Germanów kontynentalnych i Anglosasów. Innym zaś częściom germańskiego swiata, w tej formie i połączeniu Ostara/Eostre wydaje się być nieznana.
Oprócz dostępnych nam źródeł historycznych, dodatkowym potwierdzeniem tego faktu jest to, że jedynie we współczesnym niemieckim i angielskim stara germańska nazwa (Ostara/Easter) przetrwała chrystianizację i jest używana do dziś. W innych językach germańskich mamy współcześnie jedynie różne warianty Paschy, nazwy pierwotnie żydowskiej, wprowadzonej przez chrześcijaństwo.

Tak jak i sama nazwa, równie stare są symbole związane z tym świętem. Zające i jajka reprezentowały siłę życia i rozmnażania i były w tym czasie spożywane i składane w ofierze podczas świątecznych obrzędów. Dlatego też "najsłynniejszy drwal" wczesnego średniowiecza - misjonarz Bonifacy, zwany apostołem Germanów, zabronił w 755 roku pod karą ekskomuniki jedzenia zajęczego mięsa.


Do starych świątecznych zwyczajów należy także poranne czerpanie wody, które odbywa się pierwszego dnia równonocy. Dziewczęta i kobiety wybierają sie wtedy o wschodzie słońca do pobliskiego źródła, by w milczeniu zaczerpnąć z niego wody, posiadającej w tym momencie magiczne właściwości uzdrawiające i uświęcające. 

Nie musi to być żadne w inny sposób "święte źródełko", jako że ostarowa woda ( lub w niektórych regionach rosa) uzyskuje swoją moc poprzez sam czas Ostary i bóstwa z nią związane.
Pogańskie korzenie mają również rozpalane w tym czasie w wielu częściach Europy ogniska, które swoją wielkością, blaskiem i żarem mają wspomagać powrót ciepła i światła po zimowej porze roku.


W tym czasie także, w świątecznym orszaku obchodzi się pola i zatyka na nich uświęcone podczas obrzędów młode gałązki i zielone witki mające przynieść urodzaj w nadchodzącym roku. Organizuje się pokazowe walki przedstawiające w symboliczny sposób zwycięstwo nad zimą i Hrimthursami, gdzie starsi uczestnicy pokonywani są przez młodych - uosabiających nowe życie i przyrodę. Przy ogniskach podczas świątecznych posiłków opowiada się historie o walkach Thora z olbrzymami, o odzyskaniu przez niego Mjöllnira, czyta Thrymskvide, Alvismal czy Fjölvinsmal...

Nasze Wiosenne Święto ma długą i bogatą tradycję. Sięgajmy więc po nią i korzystajmy z niej, zamiast bawić się w pseudoasatryjską komercję, jak dzieje się to od jakiegoś czasu, w niektórych regionach Polski.
                                                
                                                                              BERKANO - FEHU - WUNJO


piątek, 30 stycznia 2015

Disy, Idisy, Walkirie i Matrony – czyli dlaczego świętujemy Disablot


Gdy rozmawiamy o wierzeniach dawnych Germanów, podświadomie widzimy Wikingów i ich drakkary wyładowane łupami z połowy Europy, widzimy Gotów maszerujących przez te Europę, widzimy Sasów podbijających Anglię, widzimy Normanów u brzegów północnej Francji. Widzimy Odyna potrząsającego włócznią, Thora z młotem i Tyra z mieczem. Oraz setki, tysiące zbrojnych mężczyzn z włóczniami, mieczami i toporami w rękach, którzy przez wieki w czasie niezliczonych bitew wykrzykiwali imiona groźnych Północnych Bogów. Tak właśnie kojarzy się wielu osobom z zewnątrz politeizm germański i tak widzą też współczesne Asatru. Jako religię wojowników. 
Ale wszystkie te osoby (łącznie z brodatymi młodzieńcami pokrzykujących radośnie „Hail Odhinn” na metalowych koncertach) zapominają o jednej podstawowej rzeczy.


 

Bez matek i żon, bez opiekunek i wychowawczyń, bez dzielnych, wymagających i pracowitych kobiet nie byłoby i wojowników. Bez tych towarzyszek życia i śmierci nie byłoby zwycięstw. Od narodzin po Walhallę, towarzyszą mężczyznom zawsze i wszędzie. Są tymi które dają życie, ale mogą je tez i bezwzględnie odbierać. Nie tylko jednostkom, ale rodzinom i całym plemionom.
Wiedzieli o tym doskonale nasi przodkowie, dlatego nie tylko wojowniczy bogowie ale i boginie opiekujące się innymi aspektami naszego życia były i są nadal traktowane z należnym szacunkiem i czcią.

Mamy wiele świąt w ciągu roku, wielu bogom składamy ofiary, wielu bóstwom dziękujemy za opiekę i pomyślność. W tym i boginiom i przodkom. Również tym kobiecym. Matkom plemienia, matkom rodu – naszym kobiecym antenatom. Bo bez nich nie byłoby i nas.

Dwoma ich najważniejszymi świętami są Julowa Noc Matek i właśnie nadchodzący Disthing zwany również Disablotem. Pierwsze święto jest bardziej prywatne, skierowane na rodzinę i rod, tak jak bardziej rodzinnym, a w zasadzie najbardziej rodzinnym świętem roku jest Jule, drugie zaś, Disablot jest świętem ogólnoplemiennym, gdzie wszyscy dziękujemy za przetrwanie zimy i oczekujemy bliskiego przyjścia wiosny. Kiedyś, w dawnych czasach, mniej więcej na początku lutego odbywał się pierwszy po zimowej przerwie Thing – zwany właśnie Disthingiem.
Kilka skandynawskich sag wspomina o tym święcie, a w Sadze o Ynglingach spotykamy również określenie Disarsalr – Sala Dis, odnoszące się prawdopodobnie do ich świątyni.

Według średniowiecznych przekazów datę święta ustalano według kalendarza księżycowego

 (När trettondags nyt i fylle gå, då disating i Uppsala star – Gdy po dniach trzynastu, nocą nowy księżyc pełnią wzbiera, wtedy Disathing w Uppsali się zbiera).

Czyli odbywało się ono lub raczej zaczynało w następna pełnię po pierwszym pojulowym nowiu.

W tym czasie, zwanym również „chłopskim nowym rokiem”, kończyło się zimowe przędzenie wełny, a służba najemna kończyła kontrakty i zawierała nowe na następny rok. Budzono drzewa i ziemię, smagając je brzozowymi witkami i przypominając im w ten sposób o zbliżającej się wiośnie. Odbywały się plemienne spotkania, w późniejszych czasach targi i jarmarki połączone ze świętowaniem i zabawa. Współczesny karnawał jest właśnie przeżytkiem pogańskich zwyczajów „przepędzania” zimy. Niektórzy wywodzą jego nazwę od łacińskiego „carrus navalis” (wóz-statek, pojazd w kształcie łodzi) co mogłoby wskazywać na reminiscencje dawnych świętych procesji obchodzących pola dla zapewnienia ich żyzności i urodzaju. Brzmi znajomo? Owszem – wspomnijmy zimowo/wiosenny przejazd Freya po polach we Flateyjarbók, czy sięgając jeszcze dalej zwyczaje związane z Nerthus opisywane przez Tacyta.

Współczesny Disting w Uppsali choć sięgający swymi korzeniami pogańskiej tradycji, jednak przez wieki „schrystianizowany”, odbywa się teraz po prostu w pierwszy wtorek lutego.
Dlatego też przyjęło się w większości asatryjskich społeczności świętowanie Disablotu właśnie w tym czasie. I mimo że tradycyjnie łączymy pojęcia Disthingu i Disablotu w jedno, używając obydwu nazw zamiennie w stosunku do tego przedwiosennego święta, należy mieć na uwadze, że również podczas Vetrablotu – Święta Przodków zwanego tez Zimowymi Nocami (Vetranotr) ofiary składano także i Disom (Disablot). Wspominają o tym zarówno Saga o Egilu, Saga Viga-Gluma jak i kilka innych. Pamiętajmy również o tym ze rozpoczynająca Jule Noc Matek, o której pisał w VII wieku Beda Czcigodny w dziele „De temporum ratione” – Modraniht id es matrum noctem (Modraniht jest nocą matek) była również poświęconą Matkom Plemienia czyli nie tylko realnym kobiecym przodkom ale i duchowym opiekunkom społeczności, rodu i pojedynczych ludzi – Disom.

Jak widzimy z powyższego, już sama liczba świąt z nimi związanych wskazuje na ich szczególną role w życiu ludzi.



Kim więc są Disy, które tak często blotujemy? Najkrótszą i najprostszą odpowiedzią jest – są to kobiece duchy przodków, opiekujące się poszczególnymi plemionami, rodzinami i ludźmi.
Matki Plemion, Matki Rodów, istoty nadprzyrodzone o statusie pośrednim między duchami a boginiami, otaczane szacunkiem i czcią za pomoc i ochronę. I to dokładnie również oznacza ich nazwa, poczynając od starogermańskich Itis i starosaksońskich Idisi, poprzez zromanizowane Matronae aż do staroangielskich Ides i skandynawskich Dis – szanowane, godne szacunku i czci kobiety.

Staje się wtedy zrozumiale dlaczego Freya zwana jest Vanadis – Disą Vanów, i dlaczego Odins Meyar, Dziewczęta Odyna czyli Walkirie były przez skaldów również do nich zaliczane.
Bywało, że i fylgie przybierające kobieca postać nazywano tym zaszczytnym imieniem, tak samo jak i Norny pojawiające się przy narodzinach.

W późniejszych, już chrześcijańskich czasach, nazwa Dis zaczęła oznaczać po prostu kobietę wysokiego rodu, szlachetnie urodzoną.

Te najbliższe nam zwykłym ludziom nadprzyrodzone postaci według historyków i religioznawców wywodzą się z najstarszych wierzeń przeszłości i łącza się z jedna z pierwszych form religijnej duchowości – kultem przodków.

Disy pod różnymi imionami występują na przestrzeni tysiącleci na całym obszarze kultury germańskiej. I tak wśród Germanów kontynentalnych znane jako idisi, pojawiają się w I zaklęciu meresburskim, uwalniając swoich podopiecznych z więzów i pomagają w ucieczce z wrogiej niewoli. W staroangielskim Beowulfie matka Grendela nazwana jest ides aglaecwif (disa wojowniczka), zaś w mitologii skandynawskiej mamy np. Panią Nart Skadi – Ondurdis, i wiele innych podobnych odnośników we wszystkich prawie mitach i sagach.

W okresie rzymskim budowane są im ołtarze i stele wotywne. Tu występują one pod wspólną nazwa Matronae (Matki Rodziny) Deae Matres (Boginie- Matki) czy tez po prostu Matrae (Matki).
Inskrypcje na ołtarzach i lokalne nazwy dodawane do ogólnej „tytulatury” wskazują na to, że Disy chroniły ówczesnych ludzi i obdarzały ich pomyślnością i dobrobytem. Zachowane reliefy przedstawiają z reguły trzy siedzące kobiety w różnym wieku, trzymające w rękach kosze pełne owoców, snopy zboża lub dzieci. Na innych z kolei widzimy sceny ofiarne z kadzidłem i różnymi zwierzętami (np. dzikami, końmi). Mimo że podpisy są łacińskie, występujące w nich określenia Matron są pochodzenia germańskiego. Nazywane są one Alagabiae (obdarzające wszystkim), Audrinehae (udzielające boskiego wsparcia/pomocy), Aufaniae (hojne/szczodre przodkinie) Friagabis (łaskawie wspomagające) Tummaestiae (pomocnie chroniące)



Kult Dis jako nadnaturalnych istot związanych najbliżej z ludźmi był nie tylko, jak widzimy z powyższego rozległy terytorialnie ale i… czasowo. Najlepszym tego przykładem są znajdujące się w północno-zachodnim regionie Islandii tzw. Landdisasteinar – kamienie Dis, łączone z kultem przodków i przy których i dzisiaj nie wolno bawić się dzieciom, ani kosić trawy, oraz znajdujące się w środkowych Niemczech ołtarze Dis/Matron, które mimo upływu czasu i zniszczeń, nieprzerwanie od wielu pokoleń są ozdabiane i pokrywane drobnymi darami i ofiarami. I to nie tylko przez współczesnych Asatryjczyków.

Świętując Disablot pamiętajmy zatem o tym, że być może są w Europie miejsca, gdzie nasze wierzenia przetrwały tysiące lat, a kult tak bliskich nam przodków, choć w zmienionej formie, trwa do dzisiaj. W tych samych miejscach gdzie już nasi przodkowie przed wiekami dziękowali Disom za opiekę i błogosławieństwo...